sobota, 21 września 2013

Czas na Miłość



 About Time "
  • Gatunek: Komedia, Dramat
  • Produkcja: Wielka Brytania
  • Reżyseria: Richard Curtis
  • Scenariusz: Richard Curtis
  • Zdjęcia: John Guleserian
  • Muzyka: Nick Laird-Clowes
  • Czas trwania: 119 minut



  • Obsada: Domhnall Gleeson, Rachel McAdams, Bill Nighy, Lydia Wilson, Richard Cordery, Joshua McGuire, Tom Hollander

  • W DWÓCH SŁOWACH: Kończąc 21 lat Tim Lake odkrywa, że może podróżować w czasie. Po kolejnym nudnym przyjęciu noworocznym ojciec Tima opowiada rodzinną historię, że mężczyźni potrafią przemieszczać się w czasie. Tim może zmienić co się stanie lub co się już stało do tej pory w jego życiu. Postanawia uczynić świat lepszym, znajdując sobie dziewczynę. Niestety, nie jest to takie łatwe.


  • Miśka (de) Mówi :
Zacznijmy od tego, że "Czas na miłość", to chyba pierwszy film, który ma trafiony polski tytuł. Nie będę odnosić się do innych tłumaczeń obcojęzycznych produkcji, ale tyle powiem, że tłumaczenie z "About Time" było zdecydowanie sensowne i urocze.

Naprawdę ciężko jest zrobić film, który spodoba się kilkumiliardowej tłuszczy i jednocześnie wniesie ze sobą grubą warstwę cennych przesłań, złotych, oryginalnych myśli i jakiś morał. Pan Curtis jak zwykle wszystkich nas zaskakuje. Jak zwykle... Jestem wielką fanką filmów tego reżysera, zarówno zawartości merytorycznej, jak i bohaterów, których wybiera do realizacji swych dzieł. Do jednego potrafi wrzucić kilku, lub kilkunastu czołowych aktorów, którzy są kojarzeni nie tylko z wielkich filmów wielkich ekranów. Są to ludzie, którzy swoim naturalnym zachowaniem, bez większego wysiłku potrafią zbudować idealny, ciepły i serdeczny klimat - stąd prawdopodobnie bierze się unikalność i niezwykłość "To właśnie miłość
""Notting Hill""Cztery wesela i pogrzeb""Dziennik Bridget Jones" czy "Czas na miłość". W tym pierwszym, o którym nie można nie wspomnieć, wzięli udział najwspanialsi z najwspanialszych: Rowan Atkinson, Alan Rickman, Bill Nighy, Thomas Brodie-Sangster, Liam Neeson, Hugh Grant, Colin Firth, Emma Thompson, Keira Knightley, Martin Freeman – wszystkich dobrze znanych z pirackich i magicznych sag, komedii. Czasem zastanawiam się, dlaczego nie ma tam jeszcze Nicolasa Cage’a...

"Czasie na miłość" kończący 21 lat Tim Lake (Domnhall Gleeson) odkrywa, że może podróżować w czasie. Postanawia więc uczynić świat lepszym, znajdując sobie dziewczynę. Ojcem rudego młodziana jest 'daj - Boże - nieśmiertelny' i błyskotliwy odtwórca roli Davy’ego Jones’a - Bill Nighy. Komplet mamy dopiero, gdy pojawia się (pozytywnie nacechowany przymiotnik rodzaju żeńskiego, którego chyba nie znajdę) Rachel McAdams.

Richard Curtis w ostatnim dramacie ujął kwintesencję rodzinnego ciepła i trosk ludzkich. W mistrzowski sposób zawarł je w nieco fantastycznym - choć wydającym się być bardzo realnym - świecie. Pokazał, jak dzielić najskrytsze i najważniejsze uczucia z najbliższymi, przedstawił zaangażowanie człowieka w życie innych, obcych i bliskich ludzi. Nie żałował sobie ciętych ripost, dynamicznych i niezwykle inteligentnych dialogów oraz krótkich, dobitnych tekstów, z powodu których prawdopodobnie kilku moich znajomych umarło na sali kinowej ze śmiechu. Oparł się również z pewnością na swoim życiu codziennym, w którym posiada trójkę dzieci: córkę i dwóch synów.

Naprawdę, nie mam zielonego pojęcia, jak pan Richard tego dokonuje. Jest zdecydowanie prekursorem owego stylu, potrafi wyważyć dwie nawet najbardziej niewyważone i kontrastujące ze sobą kwestie, połączyć i mieszać motywy tak, że na zawsze staną się nierozłączne, umieści podświadome przekazy, które nauczą moresu i wstrząsną fundamenty jestestwa każdego do szpiku skostniałego i zgorzkniałego widza - wszystko w niemożliwie subtelny i wykwinty sposób. Poprzez swoją twórczość zdecydowanie daje poznać sens posiadania rodziny, sens przyjaźni i najpiękniejszych relacji międzyludzkich. Jakkolwiek nie byłyby to słowa przereklamowane i pompatyczne - są jak najbardziej prawdziwe.


FILM : 
  • Pokazuje prawdziwe oblicze ciepła domowego, nie idealizując go jednak i podkreśla problemy domowników.
OCENA: 6.0 /6





K:tM - Enjoy the Movie !

6 komentarzy:

  1. Film jest zdecydowanie dobry, nawet bardzo, ale żeby od razu 6/6 ? To już chyba zbyt wielkie podekscytowanie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaznaczam, iż jest to ocena Miśki - autorki tekstu. Moja ocena pojawi się w rankingu zaraz po tym jak oglądnę film (najprawdopodobniej jutro).

    OdpowiedzUsuń
  3. Recenzje gościnne od Miśki niosą ze sobą ogromny ładunek emocjonalny i ciekawie się je czyta, jednak nie tego szukamy u recenzentów. Autorka na siłę szuka unikatowości i wyjątkowości, a z jej opiewającego opisu wyłania się obraz po prostu umiejętnie powielający hollywoodzkie klisze (co nie uważam za złe). Nie zapędzałbym się tak z gloryfikacją tego filmu, ale głębiej wypowiem się jak oglądnę. Ta entuzjastyczna recenzja jednak zniechęca do obejrzenia dzieła i razi sztucznym (a raczej niewłaściwie ukształtowanym) "poetyckim" podejściem do życia.

    Wniosek? Kuba, sam prowadź swojego bloga, gdyż Twoje recenzje są coraz lepsze i w wielu można znaleźć zalążki czegoś więcej, czegoś świetnego, co zobaczymy wkrótce. Twój język może jest mniej "soczysty", ale bardziej przemawiający i to Twoje recenzje chciałbym czytać szukając pozycji na wyjścia do kina. Ale Miśka, trzeba jej przyznać, kontrowersje budzi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ReservoirReader,

      piękne dzięki za tak wyczerpującą i konstruktywną opinię !
      Dziękuję i tym samym proszę o więcej... O więcej uwag, wytykania błędów i własnych opinii, bo jeśli napisane w tym stylu, to są one najlepszą receptą na udoskonalanie recenzji i całego tego bloga.

      Pozdrawiam ! :)

      Usuń
    2. Cóż, jestem po prostu niepoprawna entuzjastką i kiedy nie robię czegoś DLA kogoś, nie ma dla mnie sensu robienie czegokolwiek. Z pewnością, treść moich "recenzji" nie dorówna tym Kubowym, jednak czasem przyda się coś bardzo, bardzo dziwnego, kontrowersyjnego, co dla odmiany spodoba się tylko mniejszości, która tego oczekuje. Jestem wielka fanką Richarda Curtisa i bardzo uważnie oglądam jego filmy, żeby móc się odnieść do każdego szczegółu, ale po namyśle stwierdzam, że zamiast zdradzać jakiekolwiek z nich, skupiam się na samej analizie, bo filmy te sa tak za***iste, że najlepiej je oglądać, darując sobie nawet trailery.
      Zresztą, skoro Kuba docenia moją pracę, to może nie jest ona tak straszna. Dziękuję za podpowiedź i krytykę. Cheers - niedźwiedź.

      Usuń
    3. Nie zrozum mnie źle, recenzja jest napisana bardzo dobrze :) Brakuje mi w niej jedynie czegoś "realnego", czegoś, co przyczepi ją do świata, który widzę (a może jest on po prostu smutny i bez namiętności?). Dobrze, że skupiasz się na analizie, recenzje już tak mają, że powinny być jak najogólniejsze, powinny być opinią, która ma skierować czytelnika do kina, bądź od niego odpędzić jak najdalej.

      W Twojej recenzji widać włożoną pracę i zaangażowanie w "wykuwanie" poszczególnych słów - ogniw łańcucha, który ma nas przykuć do fotela kinowego, bądź fotela przed komputerem, zależnie od tego, co wyczytamy z tekstu. Wiesz, po chwili namysłu stwierdzam, że Twoja recenzja jest dla mnie wartościowa, bo patrząc przez pryzmat moich wrażeń, wyciągam z niej, jak mi się wydaje, adekwatną ocenę o filmie. Rzecz w tym, że w dobie szybkiego przeglądania internetu, kiedy ludzi mało myślą nad tym, co przeczytają, odbiór tej recenzji może być nieprawidłowy i może zostać uznana za bezwartościową. Sądzę, że jakikolwiek autor jakichkolwiek tekstów chce dotrzeć do ludzi, nawet kosztem małych ustępstw.

      Nie chcę zabijać Twojego entuzjazmu, bo jest widoczny i wygląda zza Twoich słów, co jest przyjemne w odbiorze, nawet przy moim wrodzonym sceptycyźmie. Obawiam się tylko, może zbyt wyniośle, że ta recenzja niektórym czytelnikom wiele nie da. Nie zmienia to, jak napisałem wcześniej, że tekst jest bardzo dobry i zabrakło w moim wcześniejszym poście pochwały za jego konstrukcję :)

      Usuń