sobota, 2 lutego 2013

Gangster Squad. Pogromcy Mafii





  • Tutuł oryginalny: Gangster Squad
  • Gatunek: Gangsterski, Dramat
  • Reżyseria: Ruben Fleischer
  • Scenariusz: Will Beall
  • Zdjęcia: Dion Beebe
  • Muzyka: 
    Steve Jablonsky
  • Na podstawie: 
    Paul Lieberman "Gangster Squad"
  • Czas trwania: 113 minut

  • Obsada: Josh Brolin, Ryan Gosling, Sean Penn, Emma Stone, Nick Nolte, Anthony Mackie, Michael Peña

  • W DWÓCH SŁOWACH: Los Angeles, rok 1949. Miastem niepodzielnie rządzi bezwzględny, urodzony na Brooklynie król mafii Mickey Cohen. Grupa stróżów prawa z tajnego wydziału policji, rozpoczyna walkę z tyranem i całą jego szajką.


  • Kuba (de) Mówi :
Film dobry? - Na pewno! 
Bardzo dobry? - Chyba nie. 
Dla mnie dodając to jedno słowo tworzymy, może nie przepaść, ale dość spory mur. Od momentu wyjścia z projekcji myślałem nad oceną, którą powinienem postawić poniżej... Bo niby film bardzo mi się podobał i naprawdę, gdyby nie kilka szczegółów, byłby to kawał dobrego, gangsterskiego kina! Skala 6'cio punktowa to jednak trudny orzech do zgryzienia :(

Pierwsze co należy powiedzieć, to że jest to film oparty na faktach. Na kartach amerykańskiej historii naprawdę znajdziemy taką osobę jak Mickey Cohen (w tej roli genialny Sean Penn). O tym, że był to 'ciemny typ' nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Morderstwa, oszustwa, handel narkotykami i prostytucja to tylko niektóre z zarzutów jakie powinien postawić sąd jemu i jego mafii. Tylko, że ten sąd, tak samo jak większość policji i polityków, trzymał on w garści. Na przełomie lat 40. i 50. XX wieku, Miasto Aniołów było tak skorumpowane i niebezpieczne, że gdy ktoś nieznajomy pukał do drzwi, otwierało się je z rewolwerem w ręku. Ale to tak na marginesie historycznym...


Zadymione lokale, klimatyczna jazz'owa muzyka, limuzyny o garbatych kształtach, kapelusze o złamanym rondzie, zapalniczki Zippo, bezwzględni twardziele z karabinami i piękne kobiety o piekielnie czerwonych ustach. Czego jeszcze potrzebuje film gangsterski? Dobrego scenariusza. A to niestety najsłabszy organ "Pogromców mafii". Choć na pewno nie oznacza to, że należy ten film skreślić. Bo zobaczyć go warto i mówię to z pełną odpowiedzialnością. Zdjęcia i scenografia zostały stworzone wybornie. Byłem zdumiony tym jak dobrze został utrzymany klimat amerykańskich lat 50., który tak lubię i znam z innych filmów. Gentlemeni w garniturach, stare samochody, zapach papierosów na każdym kroku... aż chciałoby się tam być! I Ruben Fleischer (Zombieland) naprawdę dobrze nas do tego świata zbliżył. Pierwsza scena o dziwo odnosi się do wspomnianego czarnego charakteru. Poznajemy krótką historię i motywy działania Mickey'ego Cohena. Następnie przedstawiana jest główna postać. John O'Mara - weteran wojenny, a obecnie sierżant w LAPD. Jest to jeden z nielicznych stróżów prawa, który ponad pieniądze i strach, stawia uczciwość i honor. Już w pierwszej scenie, aby bronić niewinnej kobiety naraża się ludziom Cohena i wraca do domu w nie najlepszym stanie. Chociaż bardzo by chciał to wie, że bez zgody swoich przełożonych, którzy nie chcą narażać się mafii, nie może poczynić żadnych kroków. Jak można się domyślać, taka zgoda w końcu jednak zostaje wydana. Stary naczelnik policji (Nick Nolte) ma dość patrzenia na sponiewierane miasto i zezwala sierżantowi na chwilowe zapomnienie o paragrafach i cichą wojnę partyzancką, która zmusi Mickey'ego do wyniesienia się poza granice Los Angeles. O'Mara nie zastanawiając się długo zbiera 6'cio osobowy skład (nie tylko policjantów) i mimo słabych początków... krok po kroku osłabia imperium tyrana. Ten nie zamierza patrzeć na ich działania w milczeniu. Będzie mściwy, będzie brutalny i nie zawaha się przed niczym, aby tylko pozostać na swojej pozycji. W grę wejdzie wiele ludzkich istnień, miłość i oczywiście duże pieniądze. Na pewno nie wszyscy dożyją do finału i na pewno nie nazwiemy go happy-end'em. Dość przewidywalna, mało zaskakująca historia dobrze się ogląda, bo na ekranie pojawiają się absolutni mistrzowie kina. Sean Penn, który podobno przed każdymi zdjęciami spędzał 3 godziny w charakteryzatorni, zagrał po prostu GENIALNIE! Nie można było znaleźć do tej roli lepiej pasującego aktora. Jest przerażający, szalony i co najważniejsze, naprawdę naturalny. Pewnie właśnie przez niego Josh Brolin (O'Mara) zostaje lekko w tyle, jednak i tak zagrał dużo lepiej niż w niedawnym "Man In Black III". Ryan Gosling też jakoś specjalnie nie zaskoczył, ale trzeba przyznać, że bardzo pasuje do roli. Przystojny i szarmancki, z poczuciem humoru, zawsze uczynny dla kobiet... Reszta doskonale wystylizowanych aktorów również zagrała na wysokim poziomie. Może jedynie Emma Stone nie nadawała się za bardzo do tej roli. Uważam, że lepsze byłoby wybranie trochę starszej i bardziej doświadczonej aktorki.

Film jest świetnie podkoloryzowany komputerowo. Pojawiają się bardzo dobre zbliżenia, zwolnienia i wyszczególnienia. W niektórych miejsca można było zostawić komputer w spokoju, jednak na pewno nie przeszkadza to w oglądaniu. Co do dźwięku nie mam żadnych zastrzeżeń, jednak na muzyce trochę się zawiodłem. Niestety nie podzielam zdania, iż "Dobra muzyka filmowa to taka, której po wyjściu z kina nie pamiętasz" (jeśli w czasie oglądania filmu 'Django' i nie zarejestrujesz muzyki to stracisz połowę filmu). Zwiastun zaostrzył u mnie apetyt na dobre kawałki, które w rzeczywistości w ogóle się nie pojawiły. Podsumowując... polać Reżyserowi i Penn'owi, bo dla mnie odwalili najlepszą robotę w tym filmie. Czy wejdzie on do klasyki gatunku? Myślę, że nie, bo jeszcze trochę mu brakuje do takich obrazów jak: 'Tajemnice Los Angeles' (powiązany tematycznie) czy 'Nietykalni'. Osobiście stawiam go na równo z niedawnym 'Gangsterem', który również oprócz paru drobiazgów bardzo mi się podobał. Tak czy inaczej, polecam ten film wszystkim (+13). Panowie na pewno się nie zawiodą, a i Panie nie powinny się nudzić (Gosling bez koszulki).



FILM : 
  • Dobrze wykonany i dopracowany
  • W 90% świetnie zagrany
  • Raczej nie zaskakuje fabułą
  • Bardzo dobrze się ogląda


OCENA: 4.0 /6







Enjoy the Movie!  
Kuba .